Ksiądz Szulmiński był moim spowiednikiem i ojcem duchownym. Ceniłem go bardzo w mojej młodości, kiedy mnie prowadził po ścieżkach doskonałości i ten szacunek, i ta cześć pozostała dla niego do dnia dzisiejszego. Dlaczego powstało to głębokie, wewnętrzne i religijne uszanowanie dla mego spowiednika?
Budził on we mnie spowiadającym się, czy też przychodzącym do niego po poradę, zaufanie i to zaufanie szczere i pełne; odznaczał się bowiem w życiu codziennym świętością, jego postępowanie było nacechowane powagą, zachowaniem przepisów i reguł życia konsekrowanego; najmniejsze rzeczy jak milczenie czy przyklękanie, czy też żegnanie się były przepojone głęboką wiarą; to nie były u niego jakieś „ceremonie” czy też praktyki zewnętrzne, ale wypływały z serca przepełnionego miłością dla Chrystusa. Nie tylko zalecał odwiedzanie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, ale sam to praktykował i dawał nam młodym przykład, że na serio bierze obecność Chrystusa w naszej kaplicy. Czuło się, że jego nauki religijne, konferencje czy rady, których udzielał w konfesjonale, czy też przy omawianiu spraw sumienia, pochodziły z głębi jego duszy, opromienionej światłem nadprzyrodzonym.
Słuchał chętnie i uważnie penitenta i zawsze miał czas dla niego; w jego postępowaniu nie było niecierpliwości; nie używał słów górnolotnych, ale prostych; nie podnosił głosu, ale spokojnie i rzeczowo podchodził do spraw, jakie mu się przedstawiało. Kiedy trudno było się wyrazić i nie miało się odpowiedniego określenia, cierpliwie i chętnie dopomagał poprzez pytania czy terminy do wyrażenia rzeczywistości duchowej swego penitenta. Słuchał spowiedzi z wielką pobożnością i uwagą, jak również z wielką pokorą. Tygodniowa spowiedź u niego, to nie było przyzwyczajenie, ale przeżywało ją się głęboko w duszy jako sakrament naprawdę pojednania z Bogiem i do postępu na drodze doskonałości. Nie chodziło mu bowiem, by penitent wyznał swoje grzechy i otrzymał rozgrzeszenie, ale wpływał na spowiadającego się, by miał swoje szczegółowe postanowienie i zdawał sprawozdanie jak je zachował od ostatniej spowiedzi, czy były postępy czy raczej cofanie się; co robił, by postanowienie to lepiej zachować itd. itd. Taka spowiedź była czymś żywym, czymś aktualnym, bo ona wpływała na wyeliminowanie z życia codziennego grzechu, niedoskonałości, na zdobywanie cnót i udoskonalanie tego wszystkiego, co Bóg dobrego złożył w duszy.
Świętość ks. Szulmińskiego, jego roztropność ludzką i nadprzyrodzoną i kompetencję w sprawach sumienia widziało się i „czuło” w jego kierownictwie duchowym. Chodziłem do niego co miesiąc na omawianie spraw mego sumienia, które się obracały wokół mej wady głównej, wokół ideału osobistego w dążeniu świadomym i dobrowolnym ku Bogu. Ileż delikatności, ileż dobroci ojcowskiej i nadprzyrodzoności przejawiał w takich rozmowach ks. Szulmiński! Jak umiejętnie prowadził, jak gorąco zachęcał do wytrwania, jak umiał pocieszać! W jego oczach widziało się życzliwość, dobroć. Jego wzrok sięgał głęboko w duszę i widział, co się w niej dzieje, jakie są reakcje i stawiał odpowiednie pytania. Pytania te świadczyły, że się orientował dobrze co się dzieje w duszy. Nieraz w chwilach osłabienia czy też zwątpienia przychodziło mi trudno wypowiedzieć, co się dzieje w mej duszy, „zacinałem się”, milczałem; ileż w takich chwilach okazywał taktu przyrodzonego i nadprzyrodzonego, ileż dobroci Bożej, by nie zrazić, by przezwyciężyć trudność! Miał dar rozeznania sumienia i jeszcze większy dar uspokajania. Wychodziło się z jego pokoju nie tylko uspokojonym, ale podniesionym na duchu i z większym zapałem wracało się w życie codzienne do swoich obowiązków, do wysiłku na drodze doskonałości. W niewielu słowach umiał trafiać do duszy, uchwycić trudności i wskazywać drogę, którą się ma kroczyć. I dlatego nic dziwnego, że przed nim chętnie otwierało się serce, nie czuło się jakiegoś skrępowania, nie wchodziły żadne względy ludzkie: co pomyśli o mnie, jak będzie patrzał na mnie itd. Czuło się, że to osoba najbardziej życzliwa, najbardziej bezinteresowna dla mnie, że to prawdziwy ojciec, przyjaciel, towarzysz, któremu możemy powierzyć wszystko, po którym możemy się spodziewać, że mu tylko nasze wieczne dobro leży na sercu i który nam w chwilach zwątpienia i zniechęcenia nie odmówi współczucia i serca. Stąd ceniło się go wysoko, bo w całej pełni zasługiwał na to, bo promieniował Chrystusem i odzwierciedlał Jego cnoty, Jego życie, Jego nastawienie! Ks. Szulmiński był człowiekiem, który nie tylko głosił Chrystusa, ale przede wszystkim żył dogłębnie Chrystusem, Jego posłannictwem.
Wiem jak ks. Szulmiński był przepełniony i żył ekumenizmem; chciał i dążył do pojednania wszystkich wierzących w Chrystusa, a szczególnie prawosławnych. Z wielkim zainteresowaniem odnosiłem się do tej sprawy i śledziłem angażowanie się ks. Szulmińskiego. Jakże cieszyłem się, że został on mianowany kierownikiem placówki w Okopach Świętej Trójcy! Ale nie tylko cieszyłem się, lecz także w duszy mej powstało pragnienie, by temu poświęcić się, by dołączyć do ks. Szulmińskiego w tym tak wspaniałym posłannictwie. Owszem uczyniłem malusieńki krok na tej drodze, nic nie mówiąc nikomu kupiłem sobie gramatykę języka rosyjskiego… Inaczej zadziałała Opatrzność Boża w moim życiu; musiałem wymienić gramatykę, gdyż zostałem skierowany przez przełożonych na studia do Rzymu i życie moje zaczęło płynąć innymi prądami. Podobała mi się idea ekumenizmu, ale sądzę, że zainteresowanie się tą sprawą przyszło stąd, że zajmował się nią i żył ks. Szulmiński, mój święty spowiednik i kierownik mej duszy. Jego życie oddziaływało na mnie świadomie i podświadomie, jego ideały stawały się moimi ideałami – iść w jego ślady, znaczyło iść w ślady Chrystusa!
Paryż, dnia 26 listopada 1980 r.
Ks. Stanisław Suwała SAC
W 1980 ks. Stanisław Suwała (†1992), członek Regii Miłosierdzia Bożego, napisał wspomnienia ukazujące działalność Sł. B. ks. Stanisława Szulmińskiego (†1941) jako ojca duchownego i spowiednika. Obaj zetknęli się w Sucharach i przebywali tam do 1935. Suwała był wtedy nowicjuszem (obłóczyny 15 VIII 1932), a ks. Szulmiński profesorem seminarium pallotyńskiego i ojcem duchownym oraz spowiednikiem nowicjuszy i kleryków (w latach 1932-36). W 1935 Suwała wyjechał na Kopiec i rozpoczął tam studium filozoficzne (drugi rok filozofii 1936/37 kontynuował w Sucharach). Natomiast ks. Szulmiński w 1936 został przeniesiony do Ołtarzewa na profesora i kierownika duchowego kleryków. Prezentowane poniżej świadectwo ks. Suwały obejmuje zatem lata 1932-35, gdy obaj razem przebywali w jednym domu, w Sucharach. Potwierdza osobiste dążenie do świętości ks. Szulmińskiego i jego gorliwą pracę w przekazywaniu nowicjuszom i klerykom swego bogatego doświadczenia duchowego.
Oryginał: Archiwum Regii Miłosierdzia Bożego w Paryżu, Segregator: Suwała Stanisław. Pomoc dla polskiej prowincji 1939-45 (opracowanie). Współbracia polskiej prowincji. Wspomnienia zostały spisane na maszynie i liczą dwie strony. W niniejszej publikacji pozostawiono styl pisma i podkreślenia dokonane przez autora wspomnień.
Przygotowanie do publikacji ks. dr Stanisław Tylus SAC